Siła woli

Lato minęło. Potem złota jesień uraczyła nas kolorami, a potem nastał czas szarugi, a wraz a nim przywlokło się paskudne, najgorsze z możliwych, obustronne, rozległe, zapalenie płuc .

Z początkiem listopada czułem się coraz gorzej. Jednak mimo przeróżnych zabiegów pielęgnacyjnych mój stan zdrowia pogarszał się. Nękały mnie jakieś dziwne bóle, pojawił się kaszel, a w moim przypadku, kiedy mięśnie nie działają, to każde odksztuszenie jest pewną procedurą, którą wykonuję z udziałem kogoś jeszcze. To nie jest łatwe. Mimo nieograniczonego zaangażowania  mojej Rodziny (z reszta jak zawsze) w specjalistyczne zabiegi pielęgnacyjne i starannej opieki w dzień i w noc, mój stan pogorszył się na tyle, że z godziny na godzinę narastały kłopoty z oddechem. Konieczne stało się wezwanie pogotowia. Po badaniu okazało się, że podstawowe parametry życiowe  „zwariowały”, a ja zacząłem się dusić. Lekarz zdecydował o natychmiastowej hospitalizacji. Nienawidzę szpitali i pomijając gwałtownie spadającą saturację, czułem że jest bardzo źle . No i poszły konie po betonie… Zaczęło się… Na izbie przyjęć w szpitalu w Turku miłe pielęgniarki – siostry zrobiły wkłucie, co przy moich wiotkich naczyniach krwionośnych, graniczyło z cudem. Potem dalsze badania tomograf komputerowy oraz RTG płuc i czekanie za wynikami… a ja ledwo żywy, z trudem łapię oddech ze skaczącymi parametrami  życiowymi. No wreszcie… obustronne zapalenie płuc, tzw. ciche, bo we wcześniejszych badaniach osłuchowych nie zostało wykryte.

Przewieziono mnie na oddział wewnętrzny i tu zaczęła się gehenna! Jest noc. Ja sam, bo ze względu na przepisy nie pozwolono zostać żadnej z sióstr! Tylko czy w tych przepisach było coś o pacjentach, którzy są niezdolni do SAMODZILNEGO życia!!! Przypominam, że do odksztuszania jest mi potrzebna druga osoba, sam nie dam rady!!! To była nocna walka o każdy oddech! Nie zmrużyłam oka!  Przetrwałem tylko dzięki Panu Bogu. W tych tragicznych godzinach życia, które zdawały się być ostatnimi całkowicie zawierzyłem Bożej Opatrzności: Panie Boże jeśli taka jest wola Twoja, to przyjmij mnie do siebie, a jeśli  wolą Twoją jest bym żył, bo  jeszcze jestem komuś potrzebny, to pokieruj sprawami tak, bym już nie cierpiał i wyzdrowiał. Przetrwałem. Nastał dzień. Na wizycie  lekarz  nie zadał sobie trudu aby mnie wysłuchać, każde słowo przychodziło mi z wielkim trudem, dusiłem się, chciałem powiedzieć czego mi trzeba. Zamiast zrozumienia lekarz uraczył mnie stwierdzeniem : nie denerwuj się! Ja walczę o życie, o każdy oddech, jak ryba wyciągnięta z wody a lekarz prowadzący  – nie denerwuj się! Zastanawiam się czy ten lekarz spotkał w swojej praktyce  osobę z taka niepełnosprawnością jak moja??? Czy on wie, jakiej opieki potrzebuje taka osoba??? Rozumiem, mój przypadek jest niezbyt często spotykany, ale jeśli się czegoś nie wie, to się trzeba DOWIEDZIEC panie doktorze. Trzeba się doszkolić! Trzeba się rozwijać zawodowo, a nie beznamiętnie „wypełniać procedury”. Procedury może wypełniać maszyna, a prawdziwy lekarz uprawia SZTUKĘ LEKARSKĄ!!! Do tego  wszystkiego pan doktor niemiły, bez empatii przykro to pisać, ale taka prawda ,pisze to ku przestrodze wszystkich potencjalnych pacjentów. No i może pan doktor popełni autorefleksję nad swoim postępowaniem i je zmieni???

Po krytycznej nocy stal się cud, za wstawiennictwem dobrych dusz zostałem skierowany na oddział płucny szpitala w Koninie. Mój stan zdrowia był już tak poważny, ze przerósł możliwości lecznicze placówki. Zapada decyzja o przewiezieniu mnie na OIOM do szpitala w „starym” Koninie. Czas się kurczył… było bardzo ciężko, ale lekarz czuwał  przy mnie w karetce i na sygnale szybko dotarliśmy na OIOM. Zdecydowane, konkretne decyzje: narkoza i bronchoskopia, czyli włożenia rury i podłączenie pod respirator. Rano odsysanie wydzieliny, której zebrało się…  pół wiaderka ( nawet jeśli to wiaderko od piaskownicy to…) i wtedy załapałem pierwszy w miarę normalny oddech. I kiedy wydawało się, że krytyczny stan został opanowany, to po kolejnym dniu pojawiła się jakaś palpitacja serca. Szybka i profesjonalna interwencja wspaniałych lekarzy doprowadziła do  jej wygaszenia. Duże złogi wydzieliny, której nie potrafię sam odkrztusić powodują, że zapadła decyzja o zabiegu założenia rurki tracheostomijnej by móc sprawnie mnie odsysać, ponieważ sam nie jestem w stanie odkrztusić. W skutek tego zabiegu w  chwili obecnej nie mogę mówić 😊. Po tych wszystkich zabiegach mój stan na tyle się polepszył że zostałem przewieziony z powrotem na oddział płucny w szpitalu w „nowym” Koninie. Chce tu bardzo mocno podkreślić że OIOM na Starym Koninie, mimo samych tak ciężkich przypadków tworzą osoby, dla których dobro pacjentów jest NAJWAŻNIEJSZE. Podziwiam i jestem wdzięczny paniom pielęgniarkom  za  empatię, szacunek dla pacjentów i całkowite oddanie w swej odpowiedzialnej i trudnej pracy .Higiena nie polegała na przetarciu czoła osobie skrajnie wycieńczonej, ale na kompletnej toalecie, jaką każdy chciał by mieć, z kremem i dezodorantem włącznie.  Pełen wypas, to bardzo poprawiło mi nastrój. Z całego serca dziękuję Wam PRZEMIŁE SIOSTRZYCZKI. Dziękuję tez ODDANYM LEKARZOM doskonałym specjalistom, którzy cierpliwie tłumaczyli niezrozumiałe pojęcia medyczne, którzy leczyli również swoją pogodą ducha, empatią i troską o pacjenta. Musiałem jednak opuścić to wspaniale miejsce pod względem opieki i wyruszyć znów na oddział płucny- Nowy Konin. Przez tydzień nie obyło się bez ekscesów, ale nie będę Was zanudzał 😊 z dnia na dzień się normowało i oto jestem w domu pod wspaniałą rodzinną opieką. Z całego serca pragnę podziękować wszystkim za wsparcie duchowe, za słowa otuchy, za mocne wspieranie mojej rodziny w tych trudnych chwilach. Ten czas pokazał, że mam wielu  wspaniałych przyjaciół na których zawsze mogę liczyć. Kochani najpiękniej jak potrafię – DZIĘKUJĘ!

Myślałem ze już nie mam tej młodzieńczej siły do walki o życie  jak wtedy, 26 lat temu, ale jednak Opatrzność czuwa! Żyję dla Mamy i Rodzeństwa, a oni dla mnie.  Mam siłę jakiej się nie spodziewałem. Z chciwością łapię każdy dzień, cieszę się nim i go celebruję, czekam wiosny by znów wyruszyć na szlaki i tam Was spotkać. Skąd ta siła? Ta siła pochodzi od Boga, bo dla Boga nie ma rzeczy NIEMOŻLIWYCH. To co po ludzku jest niemożliwe, dla Stwórcy jest drobiazgiem. Dziękuję, za kolejna szansę. To chyba znak, że jestem tu jeszcze potrzebny 😊

Dziękuje dobrym duszom za wstawiennictwo u lekarzy i wszystkim którzy przyczynili się do tego… bym mógł do Was dziś napisać….  DZIĘKUJĘ.

This entry was posted in Mój blog. Bookmark the permalink.

Dodaj komentarz