Zaczęło się tak: http://www.mariuszharasny.pl/?p=59
Nadszedł długo wyczekiwany dzień 12 maja 2012. Wyjechaliśmy z domu o 4 nad ranem. Przed nami było 360km; 360 długich kilometrów, które musiałem pokonać w pozycji leżącej, gdyż tylu godzin jazdy w innej pozycji na pewno bym nie wytrzymał. Po 9 rano dojechaliśmy na miejsce – do Krakowa – pod Kopiec Kościuszki – Nasze K2 🙂 Przywitała nas przepiękna pogoda. Przesiadłem się na wózek i z niecierpliwością czekałem na kolejnych uczestników wyprawy. Najpierw przywitało mnie grono młodych ludzi o wielkich sercach, to wolontariusze i wolontariuszki – piękne dziewczyny ;). Zaczęli zjeżdżać się kolejni uczestnicy; każdy był taki życzliwy, uśmiechnięty, zupełnie jakbyśmy się znali od dawna. I nagle podeszła do mnie Ona – pani Anna Dymna. Osoba, którą znałem tylko z ekranu telewizora. Super kobieta o złotym sercu 🙂 Porozmawiałem z Nią chwilę i – nie wierzyłem … byłem w szoku :). Były też wywiady do TV, nie wiem ile ich było, ale pewnie sporo. I wierzcie lub nie czułem się jakbym był na jakimś planie filmowym 😉
Całe to „zamieszanie” zaczęło się od telefonu od Janusza Świtaja. Jego nie muszę chyba nikomu przedstawiać :). Jego historię możecie przeczytać na blogu www.switaj.eu . I ten oto człowiek miał się ze mną spotkać, na żywo, w realu, oko w oko, wózek w wózek 🙂
Jeszcze tylko wspólne zdjęcie, przemowa p. Anny i kilka słów motywacji od Pana, który podkreślił nasz wysiłek i docenił nie lada wyczyn.
Trzy… dwa… jeden… mimo zmiennej pogody, silnego wiatru, burzowych chmur i deszczu, pełni obaw i stresu lecz z gorącymi sercami wyruszyliśmy. Asekurowany przez wolontariusza Daniela Wiśniowskiego, „mojego kierowcę” pana Andrzeja i niezastąpioną siostrę Agatę wjeżdżałem sam – tak sam 🙂 Sam, sam, sam 🙂 Dobrze, że mój staruszek zepsuł się przed wyjazdem (trzeba było zalutować przewody odpowiedzialne za sterowanie brodą) inaczej nie dałbym rady. Widząc panoramę miasta, tą wysokość, to niesamowite uczucie, gdy w jednej chwili jest się na chodniku, a w drugiej zdobywa szczyt … Ach 😉
Udało nam się dotrzeć na szczyt, byliśmy na samej górze.
Te widoki zapierające dech w piersiach, to niesamowite uczucie, nie do opisania, nie do opowiedzenia.
My wszyscy na tej górze, osiem osób na wózkach, pełno kamer, mikrofonów, zdjęć 🙂 Wtedy zadrżała mi broda 😉 i wtedy też pomyślałem: kurde jestem, zdobyłem, dokonałem niemożliwego, moje K2 – moje małe Kilimandżaro, mój Mount Everest.
Pamiętam, że wtedy powiedziałem: „ jeszcze nigdy w życiu nie byłem na żadnej górze. Nawet wtedy, gdy byłem całkiem zdrowy, nie wspiąłem się tak wysoko. To wszystko jest jak piękny sen…” – miałem 33lata, od 14był byłem sparaliżowany.
Po zejściu z Kopca Kościuszki, Anna Dymna, pomysłodawczyni wyprawy, rozdała nam dyplomy potwierdzające zdobycie „K2”.
Podkreśliła, że kiedy ludzie są razem i nawzajem się wspierają, to nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Dodała, że mówienie o tym, że osoby niepełnosprawne też chcą normalnie żyć i spełniać swoje marzenia, niewiele daje. Trzeba takich wypraw, jak ta na „K2”, aby o tym opowiedzieć bez słów.
Dzień dobiegał końca. Część z nas wróciła do domów, ja ze względu na zmęczenie zostałem w hotelu. Na drugi dzień miałem w planach zwiedzanie Krakowa – być tu, przejechać tyle kilometrów i nie zwiedzić miasta – to do mnie nie podobne 😉 A w hotelu, dwa pokoje dalej był Janusz. Jeszcze w recepcji udało nam się ze sobą porozmawiać 🙂
Fantastyczny, niezapomniany dzień.
Dziękuję:
– p. Annie Dymnej i fundacji „Mimo wszystko”
– Michałowi, który zorganizował całą wyprawę
– Danielowi (wolontariuszowi), który cały czas był przy mnie i dawał mi poczucie bezpieczeństwa
– dziewczynom, za doping i oklaski – byłyście niezastąpione 😉
– pani Joli i panu Andrzejowi za pomoc w transporcie
– kochanej mamie – za opiekę i za to że jest
– siostrze Agacie i bratu Łukaszowi, za wspólne spędzenie czasu w Krakowie
– tym wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki, i którzy wierzyli że się uda
– i przede wszystkim dziękuję Januszowi, za zaproszenie, za danie mi szansy, za wiarę… Janusz dziękuję, że mogłem Cię poznać, jesteś wspaniałym facetem, wielki szacunek dla Ciebie J
Kochani, to tylko część wrażeń z „K2”. Nie umiem tego co czułem ubrać w słowa, to jest we mnie, w moim sercu.
Pamiętajcie, że nie jesteście sami, że jesteśmy razem. Życie jest piękne i każda chwila tego życia jest warta przeżycia.
Każdy ma swoje K2, którego szczyt powinien osiągnąć, czego i Wam życzę 🙂
Mnie wejście na szczyt zajęło 42minuty. 12 maja 2012roku o godzinie 12:26 wraz z Januszem Świtajem, Pawłem Szkutnickim, Janem Białasem, Małgorzatą Buczek, Kamilem Cierniakiem, Jerzym Dziedziną i Michałem Wojdonem zdobyłem swoje „K2”
Mariusz